Wina wzmacniane
Wielkie niedoceniane
Wina wzmacniane od jakiegoś już czasu mają „mocno pod górkę”; zarzuca się im nadmierną kaloryczność wynikającą zarówno z podwyższonego poziomu alkoholu jak i, często, cukru. Od dobrych kilku dziesięcioleci na światowych rynkach prym wiodą wytrawne wina czerwone i to one obecnie dyktują warunki. Świat jakby zapomniał o wielkich winach słodkich i wzmacnianych, zupełnie ignorując przeszłość i czasy, gdy królowały na stołach europejskich dworów. Niewiele brakowało, by ich los podzieliły także wina białe, bezpardonowo wypierane przez modną czerwień. Na szczęście elegancka biel nie dała się zepchnąć w otchłań niebytu i po czasowych trudnościach powróciła do łask, ciągnąc niejako za sobą wina słodkie.
Niestety ta sytuacja nie stała się udziałem win wzmacnianych, których twórcy co prawda walczą jak lwy próbując przebić się ze swymi produktami na współczesnym rynku, na którym wszystko powinno być slim, fit i nie wiadomo jakie jeszcze, ale trudno jest ukryć fakt, że ich starania sukcesy odnoszą mocno umiarkowane. A przecież wymieniane jednym tchem najsłynniejsze wzmacniane wina świata czyli porto, sherry i madera, szczególnie te długo dojrzewane, przez całe stulecia były winami elitarnymi, sprzedawanymi w najlepszych lokalach i konsumowanymi przez elegancką klientelę.
Dziś bez trudu można do nich dotrzeć, ale nadal wymagają od konsumenta większego zaangażowania niż spożywane na co dzień wina wytrawne, a także, co nie mniej ważne, umiejętności właściwego odczytania informacji umieszczonej na etykiecie. Ale jeśli ktoś pokusi się o zgłębienie tematu, czeka go nagroda w postaci doznań niezapomnianych. Nie sposób bowiem porównać złożoności i bogactwa aromatów kilkudziesięcioletniej sherry, porto czy madery oraz ich pełnego niuansów smaku z tym, co oferują nawet najbardziej cenione wina wytrawne niewzmacniane. Dojrzewanie przez całe dziesięciolecia sprawia, że w winie pojawia się to trudne do uchwycenia coś, czego nabiera się z wiekiem, a czego nie da się żadną miarą przyspieszyć. Jeśli się to robi, w zamian otrzymuje się jedynie namiastkę prawdziwej wielkości.
Długie lata dojrzewania tłumaczą często wysoką cenę niektórych win, ale w tych przypadkach ma ona pełne uzasadnienie. Tak już jest, że wina wzmacniane, bez względu na to w ramach której grupy będziemy się poruszać, naprawdę interesujące robią się dopiero jako kilkudziesięcioletnie, chociaż na rynku obecne są także wina o wiele młodsze. Pamiętać jednak należy, by nie postrzegać sherry, porto czy madery przez pryzmat najmłodszych na rynku trzylatków, gdyż prawdziwej klasy i wielowymiarowości wina te nabierają z wiekiem. Nie należy się także bać podwyższonego poziomu alkoholu; przecież tych win nie pija się całymi butelkami; one najczęściej służą do delektowania się niezaprzeczalnymi walorami, których na próżno szukać w innych winach. Jeden kieliszek wieńczący udaną kolację czy pełen wrażeń dzień w zupełności wystarczy, by odkryć ich magię. Jest też bardzo praktyczna strona obcowania z winami wzmacnianymi; nie trzeba się obawiać odstawienia otwartej, a nieopróżnionej butelki (może poza długo dojrzewanym porto rocznikowym, które powinno być wypite w ciągu kilku godzin po otwarciu butelki). Tym winom nic nie grozi, spokojnie i bez uszczerbku dla jakości poczekają do następnego razu, gdy zdecydujemy się po nie sięgnąć.
Hojnie czarująca nas po kilkuletniej przerwie swymi urokami zima to najlepszy czas, by ruszyć na podbój oferującego fascynujące doznania najwyższych lotów, frapującego świata win wzmacnianych!
Dorota Romanowska